web analytics
Dr. Andreas Unterberger

Autor: Andreas Unterberger
Najpóźniej od czasu kapitulacji Joe Bidena w Afganistanie, Zachód przestał być hamulcem dla globalnej agresji islamskiej. Niemniej jednak islamizm w żadnym wypadku nie odniósł ostatecznego zwycięstwa. Jednakże obecnie jest ona zwalczana przez zupełnie inne siły niż siły Europejczyków czy Amerykanów. Nie mają one nic wspólnego z koncepcją demokracji konstytucyjnej, która nigdy nie sprawdziła się w świecie islamskim.

W końcu Zachód będzie musiał zdecydować, które zło uważa za mniejsze. Czyniąc to, powinna mieć przede wszystkim świadomość własnych interesów. Wtedy będzie musiała zdać sobie sprawę, że upowszechnienie systemu demokratycznych państw konstytucyjnych, choć pożądane, nie jest dla niej najważniejsze. Ważniejsze jest to, co dotyczy innych krajów:

    • że w żaden sposób nie stanowią zagrożenia dla świata zewnętrznego;
    • że tworzą one minimum stabilności politycznej i gospodarczej, tak aby nie doszło do ucieczki na dużą skalę;
    • że nie dochodzi tam do zbrodni ludobójstwa;

Jeśli te trzy warunki są spełnione, to pokojowe współistnienie z innym państwem jest zawsze możliwe, nawet jeśli nie ma tam mowy o demokracji czy praworządności. Deficyty w zakresie praw człowieka mogą i nigdy nie mogą być ukryte w państwach, w których istnieje wolność słowa. Ale zrozumiałe pragnienie zerowego deficytu praworządności nie może być najwyższą wytyczną dla własnych działań. Byłoby to imperialistyczne, ale także absurdalne w obliczu słabości Zachodu. Co więcej, jest więcej niż wątpliwe, czy zasada “demokratycznego państwa konstytucyjnego” w ogóle funkcjonuje we wszystkich kulturach i na wszystkich etapach cywilizacji.

Ale jakie siły przeciwstawią się islamizmowi po abdykacji USA (i Europy Zachodniej) w miejsce Zachodu?

  • Rosja,
  • Chiny,
  • i umiarkowane dyktatury w krajach islamskich, zwłaszcza w Arabii Saudyjskiej i Egipcie.

Żadne z nich nie jest demokracją. Nie ma rządów prawa. Żaden z tych krajów nie jest krajem, w którym chciałoby się żyć. Ale mimo to, należy to zauważyć:

Rosja i Chiny zaczęły podejmować działania przeciwko całkowitemu przejęciu Afganistanu przez islamskich talibów, który bardzo się chwieje po wycofaniu się USA. Jest to niewątpliwie więcej niż pikantne. Moskwa już raz tam interweniowała (1980) i zainstalowała komunistyczny reżim w Afganistanie. Interwencja ta wywołała wówczas dzikie protesty na Zachodzie, a nawet doprowadziła do bojkotu olimpiady. Następnie komuniści zostali zwalczeni i ostatecznie obaleni przez sojusz talibów i lokalnych plemion, który był w tym czasie masowo wspierany przez Zachód.

Jakaż to różnica w stosunku do teraźniejszości!

Jest mało prawdopodobne, aby Rosjanie ponownie zajęli Afganistan. Doświadczenia z przeszłości są na to zbyt silnym czynnikiem odstraszającym. Ale z pewnością chcą chronić sąsiednie państwa Azji Środkowej (i byłego Związku Radzieckiego), takie jak Tadżykistan i Kirgistan, przed naporem talibów. Już choćby z tego powodu będą musiały wspierać rząd w Kabulu, który do tej pory był pod patronatem USA.

W ten sposób, co absurdalne, Moskwa i Waszyngton w Afganistanie po kilkudziesięciu latach zmieniają się z gorzkich wrogów w pośrednich (a może bezpośrednich?) sojuszników w walce z talibami. Zarówno jedni, jak i drudzy, podobnie jak wiele innych narodów Azji Środkowej, zdali sobie w międzyczasie sprawę, że obecnie wyraźnie największe zagrożenie pochodzi ze strony islamistów.

Ale chiński minister obrony również udał się już do Tadżykistanu. Pekin podziela z Rosjanami obawy o “pospieszne wycofanie się” Amerykanów.

Te wspólne obawy stanowią najbardziej niezwykłą zmianę w polityce światowej. Kto w ostatnich dekadach mógł sobie wyobrazić, że Rosjanie i Chińczycy mogą być wspólnie zaniepokojeni wycofaniem amerykańskich wojsk? Obaj wiedzą, że sytuacja w tej przestrzeni jest o wiele ważniejsza dla nich niż dla Amerykanów. Ale oba kraje mają również poważne problemy na swoich własnych terytoriach z mniejszościami islamskimi, od Czeczenów po Ujgurów.

Nawet jeśli jest zbyt wcześnie, aby ocenić wszystkie te zmiany, perspektywa, że w środku Azji, ze wszystkich miejsc, może dojść do największego zbliżenia między potęgami nuklearnymi, które w innych okolicznościach są bardzo antagonistyczne wobec siebie w prawie wszystkich kwestiach, jest bardzo interesująca. Oczywiście, oznacza to, że na świecie pozostaje wszystko inne: od rosyjskiej okupacji części Ukrainy po coraz bardziej brutalne chińskie groźby wobec Tajwanu, od spirali zbrojeń nuklearnych po eskalację cyberwojny Rosji i Chin przeciwko USA.

Co najmniej równie interesujący jest rozwój sytuacji w Tunezji: tam prezydent wyrzucił islamistyczny rząd i parlament i obsadził wszystkie najwyższe stanowiska ludźmi lojalnymi wobec niego. Jest to ewidentny zamach stanu i naruszenie licznych zasad prawnych. Reakcja świata zewnętrznego jest jednak daleka od oburzenia.

To prawda, nikt na Zachodzie nie cieszy się z zamachu stanu. Ale tak naprawdę wszyscy są skrycie zadowoleni, że niebezpieczeństwo islamistów w Tunezji zostało w dużej mierze zażegnane. W ten sposób wydarzenia w Tunezji przypominają rozwój sytuacji na niemal całym wybrzeżu Afryki Północnej, od Maroka przez Algierię po Egipt. Wszędzie władzę przejęli autorytarni władcy. Jedynym wyjątkiem jest Libia, gdzie od lat toczy się wojna domowa, gdzie stronę islamską wspiera Turcja, a stronę antyislamską Egipt, Arabia Saudyjska i – ponownie – Rosja.

Niemniej jednak – jakkolwiek boleśnie to stwierdzić – wszystko przemawia na korzyść dyktatorów. Spełniają one wszystkie trzy powyższe warunki i dlatego zasługują na większe wsparcie ze strony Zachodu, który sam odnosi ogromne korzyści z odpierania islamskiego zagrożenia.

Ale jak można wypowiadać się za dyktaturą i przeciwko porzuceniu zasady demokracji, niektórzy będą teraz narzekać!

Można, trzeba, jeśli uzna się i będzie gotowym otwarcie powiedzieć, że w niektórych przypadkach świat zewnętrzny może i musi współpracować z dyktaturami.

Można, trzeba, przede wszystkim trzeba być przygotowanym na to, by otwarcie powiedzieć, że islamizm jest tak samo złym totalitaryzmem jak narodowy socjalizm i komunizm. Te dwie mordercze ideologie również doszły do władzy, przynajmniej częściowo, w wyniku demokratycznych wyborów. Różnica polega na tym, że obaj byli tak samo niechętni do oddania władzy, jak islamiści, czy Bracia Muzułmańscy, są dzisiaj.

Totalitaryzmy mogą przebierać się za demokratyczne, aby dojść do władzy, ale nigdy nie są demokratyczne, jeśli muszą z niej ponownie zrezygnować. Dlatego, przynajmniej w odniesieniu do nazistów (niestety nie także do komunistów), panuje dziś zgoda co do tego, że moralnie uzasadnione jest niedopuszczenie ich do władzy. Nawet jeśli oznacza to straszliwe niebezpieczeństwo, że wyraźnie demokratyczne partie (takie jak niemiecka AfD i inni prawicowi populiści) zostaną następnie okrzyknięte nazistami i będą zwalczane przemocą, choć wcale nimi nie są.

Wielu zadaje sobie pytanie: Jak wyborcy w świecie islamu mogą być tak imbecylni, aby po tych wszystkich złych doświadczeniach ponownie oddać władzę islamistom, którzy już nigdy dobrowolnie jej nie oddadzą?

Można to wyjaśnić na kilka sposobów:

  • Często islamiści wydają się wielu wyborcom – właśnie ze względu na swój fanatyzm – jedyną przeciwwagą dla złego zarządzania i korupcji, co budzi ich zrozumiałe oburzenie.
  • Jeszcze bardziej oburzone są nadużycia dyktatur, ich policji i wojska.
  • Wiele prostodusznych imamów przekonuje wiernych islamskich do głosowania na partie islamistyczne w piątkowych kazaniach: Im bardziej radykalnie religijne są te udawane, tym bardziej imamowie lubią myśleć, że są właściwym rozwiązaniem.

Z tego powodu prawie wszystkie kraje islamskie – od dyktatur po półdemokratyczną Turcję – same bardzo ściśle kontrolują kaznodziejów, a nawet wcześniej przekazują im treść kazań. Biorąc pod uwagę “jakość” intelektualną (i religijną) kaznodziejów, jest to jak najbardziej uzasadnione. Wydaje nam się to jednak w europejskich państwach konstytucyjnych absolutnie niedopuszczalnym naruszeniem wolności religijnej i wolności przekonań. W naszym kraju, przeciwnie, ci, którzy nazywają rzeczy po imieniu, są karani za podżeganie.

Dlatego właśnie Europa ponosi dziś porażkę w walce z islamizmem. Tak jak nie udało się to do 1939 r. w obliczu szybkiego rozwoju narodowego socjalizmu. Dlatego też należy się teraz cieszyć, gdy dyktatorzy wojskowi, nawet ci z Rosji czy Chin, stawiają im czoła po abdykacji, teraz także Amerykanów. Mimo wszystkich zbrodni na koncie Rosji i Chin. Pomimo niebezpieczeństwa, jakie stwarzają.

Europa natomiast nie jest nawet w stanie stawić czoła Turcji, która jest od niej całkowicie zależna, choć oprócz licznych aktów agresji (Turcja interweniowała bezpośrednio przeciwko unijnym krajom Cypru i Grecji, ale także pośrednio przeciwko całej UE poprzez masowy i celowy przemyt azjatyckich “uchodźców” do Europy), pełni rolę pomocnika “Braci Muzułmanów i Państwa Islamskiego”. Austria nawet nadal zezwala sympatykom Bractwa Muzułmańskiego popieranym przez Turcję na wykładanie na swoich uniwersytetach…

Źródło: Dziennik Andreasa Unterbergera, najbardziej poczytny blog w Austrii


Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert