web analytics
Foto: YouTube

[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]Założony w 1938 roku Magyar Nemzet (“Węgierski Naród”) jest największym dziennikiem na Węgrzech i jest blisko związany z rządem Viktora Orbána. [/dropshadowbox]
 
Zalán Bognár: Niestety, ta historyczna trauma naszego narodu wciąż nie znalazła się w podręcznikach historii.

“Gdyby trzeba było scharakteryzować deportację węgierskiej ludności cywilnej z punktu widzenia jej konsekwencji, można by ją nazwać tylko w ten sposób: Deportacja do pracy przymusowej, która doprowadziła do masowej śmierci” – mówi historyk Zalán Bognár, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Gułagu i GUPVI. Opowiada o rozpoczynającej się jutro konferencji organizowanej przez to stowarzyszenie, o retrospektywnej rehabilitacji komunizmu w XXI wieku i o informacyjnym wkładzie siedmiuset tysięcy zdigitalizowanych ostatnio akt.

– Od trzydziestu lat zajmują się historią osób deportowanych do Gułagu i obozów GUPVI. Czy nie jest bolesne zajmowanie się takim tematem i spędzenie całego życia na obserwowaniu tych niezliczonych ludzkich tragedii?

– Oczywiście, czym innym jest praca nad tematem, którego skutki wciąż są odczuwalne, nad epoką, która wciąż jest w nas żywa – nawet jeśli dla wielu tylko na poziomie zbiorowej nieświadomości. Ponieważ dla wielu z nas, dla połowy lub przynajmniej jednej trzeciej naszych obywateli – a ja jestem jednym z nich – temat ten dotyka również naszej osobistej historii: mój dziadek był również jednym z niewinnych deportowanych, nigdy nie skazanych przez sąd, którzy zostali zgromadzeni w Budapeszcie pod pretekstem ustalenia ich tożsamości. Był, dzięki Bogu, jednym z tych, którym udało się wrócić, choć ważył wtedy tylko 38 kg, i niestety wkrótce potem zmarł, więc nigdy nie miałem okazji go poznać. Na moich kursach uniwersyteckich i podczas wykładów na prowincji czuję, że nasze społeczeństwo ma wielką potrzebę wyjaśnienia tej części naszej historii pełnej cierpienia, długo ukrywanej i skazanej na zapomnienie.

– Czy tabu ustąpiło? Czy ofiary zaczynają mówić?

– Coraz więcej z nich zwraca się do mnie lub do naszego stowarzyszenia, Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Gułagu i GUPVI, z prośbą o pomoc w odnalezieniu losu krewnego lub bliskiego przyjaciela, dziadka lub pradziadka, miejsca ich śmierci, lub jakichkolwiek innych informacji, które można jeszcze znaleźć na temat tego czy innego z ich przodków, który znalazł się wśród deportowanych cywilów lub został jeńcem wojennym. Otrzymałem wiele, wiele podziękowań za poświęcenie książek tej tematyce, od osób, którym te książki dały poczucie, że wreszcie ktoś opowiada światu historię ich ojca, matki, dziadków czy pradziadków, że los bliskiej osoby, która jako niewinny cywil została wywieziona na roboty przymusowe, nie tonie w mrokach niepamięci. I te osobiste spotkania są dla mnie wielkim źródłem motywacji do kontynuowania moich badań.

– Czy jest jeden lub dwa losy, które szczególnie by Cię poruszyły?

– Jest kilka takich, które zapadły mi głęboko w pamięć. Przykładem może być historia rodziny, która mieszkała w wiosce w Małej Cumanii (Kiskunság). Pijani żołnierze radzieccy przychodzili do ich przysiółka i żądali kobiet. Rodzina miała pięć córek w wieku od 8 do 21 lat.

Jeden z żołnierzy zgwałcił na oczach całej rodziny jedną z dziewczynek o imieniu Julia, która miała 19 lat. Jeden z braci dziewczyny stracił panowanie nad sobą i zabił żołnierza z pistoletu, który ten zostawił w pobliżu, a dwaj pozostali żołnierze uciekli. Zgwałcona dziewczynka i jej brat zostali zamęczeni na śmierć, rodzice zostali skazani na śmierć jako przywódcy “gangu terrorystycznego”, a wszyscy pozostali członkowie rodziny powyżej 12 roku życia, jak również mąż najstarszej córki, który również był obecny, zostali skazani na 15 do 25 lat ciężkich robót.

Mała Erzsébet, wówczas ośmioletnia, dorastała jako sierota; dopiero 11 lat później, w 1956 roku, spotkała się ponownie z trzema pozostałymi przy życiu siostrami.

– Mniej więcej od 30 lat zezwala się na upamiętnianie zesłańców. W jakim stopniu, Pana zdaniem, społeczeństwo węgierskie uporało się z tą kwestią od czasu zmiany reżimu?

– W czasach PRL-u niestety nie można było o tym mówić – zakaz, którego skutki odczuwamy do dziś, bo całe pokolenia dorastały w niewiedzy o tych historycznych faktach. Ukrywanie faktów historycznych i nagromadzenie jawnych kłamstw przez 45 lat dało dużej części społeczeństwa zniekształcony i zafałszowany obraz świata, któremu bardzo trudno zaradzić. Na przykład w 1956 roku István Örkény, który sam przeszedł przez sowieckie obozy karne w ramach służby pracy, powiedział samokrytycznie w Radiu Kossuth: “Kłamaliśmy w nocy, kłamaliśmy w dzień, kłamaliśmy na każdej możliwej częstotliwości”. Po tym wyznaniu otrzymał również pięcioletni zakaz publikowania.

Niestety, tej historycznej traumy naszego narodu wciąż brakuje w podręcznikach do historii: albo całkowicie ją ignorują, albo poświęcają jedno zdanie na jej potwierdzenie – ale nawet wtedy ich relacja nie zawsze odpowiada faktom historycznym.

I oczywiście marksiści nigdy nie poprzestają na wskazywaniu nieludzkości reżimów opartych na zasadach Marksa.

– Co pan sądzi o tym, że komunizm jest rehabilitowany na Zachodzie? Niemcy niedawno poświęciły pomniki Marksowi i Leninowi.

– Główną przyczynę tego stanu rzeczy upatruję we wspomnianym już fakcie, że cały blok komunistyczny, podobnie jak Węgry, przez 45 lat praktykował formatowanie sumienia, kłamstwo, fałszowanie historii, obfuskację i pranie mózgu. Dodajmy do tego fakt, że dla wielu zmiana reżimu oznaczała swoiste obniżenie standardów życia, świat, który stał się głęboko niebezpieczny – w porównaniu ze stagnacją wód paternalistycznych reżimów z czasów komunizmu. To sprawia, że z nostalgią spoglądają na czasy komunizmu, które choć mocno ograniczały ich swobody, dawały im bezpieczeństwo i pewną równość – nawet jeśli była to równość w biedzie. Nie zapominajmy, że większość komunistycznych dyktatur zaczęła słabnąć przed zmianą reżimu. Gdyby po śmierci Stalina ogarnęła je rewolucyjna fala, ludzie nie zapomnieliby o nieludzkim reżimie i jego okrucieństwach, nie odczuwaliby nostalgii za komunizmem.

Oprócz braku wiedzy istnieje jeszcze jeden ważny czynnik, który popycha ludzi na lewo: pazerność międzynarodowych korporacji, wobec których rządy nie chcą lub nie potrafią działać w interesie swoich obywateli.

Dlatego zwracają się ku utopijnemu światopoglądowi, który ich zdaniem można znaleźć w marksizmie-leninizmie, mimo że historia świata dostarczyła niezaprzeczalnych dowodów na to, że na fundamentach marksizmu-leninizmu nie da się stworzyć żadnego humanitarnego reżimu.

– Wiosną 2021 roku Węgierskie Archiwum Narodowe planuje umieścić w Internecie bazę danych zawierającą prawie siedemset tysięcy nazwisk, nad którą pracowaliście przez dwa lata. Co to wydarzenie oznacza z perspektywy badawczej?

– Jest to projekt, który otwiera przed nami ogromne możliwości, ponieważ na każdej z tych prawie siedmiuset tysięcy indywidualnych kart znajduje się osiemnaście pytań, niektóre z trzema podpunktami, a także inne informacje, takie jak numer obozu, w którym karta została wypełniona. Oznacza to, że na tych kartach znajduje się ponad 13,5 miliona danych! Ponadto ustalono, że w funduszu tym znajdują się nie tylko karty wypełnione pierwotnie w obozach GUPVI (Generalnej Dyrekcji Jeńców Wojennych i Internowanych), ale także z obozów Gułagu (Generalnej Dyrekcji Obozów Reedukacyjnych). Trzeba jednak dodać, że na tych około siedmiuset tysiącach kart są tylko nazwiska tych, którzy po przeżyciu podróży dotarli do jednego lub drugiego obozu w Związku Radzieckim.

Nie ma natomiast nazwisk około dwustu tysięcy deportowanych, którzy zostali później wyzwoleni z obozów w Kotlinie Karpackiej, Europie Środkowej i Południowo-Wschodniej, ani nazwisk 100-120 tysięcy deportowanych, którzy zginęli w tych obozach lub podczas transportu kolejowego.

Ale na mapach brakuje też, po pierwsze, wielu nazwisk zesłańców, którzy rzeczywiście trafili do sowieckich obozów, a po drugie, ta sama osoba może występować na kilku mapach.

– Tytuł Twojej prezentacji brzmi: Wspólnota i jednostka w kontekście deportacji do Związku Radzieckiego. Czy zamierzasz skupić się na indywidualnych biografiach? Przeglądając listę tematów, widzę, że wykłady będą dotyczyły głównie badań regionalnych i lokalnych na prowincji.

– Po rozważaniach na temat społeczeństwa węgierskiego jako całości, przechodzimy do mniejszych społeczności i grup społecznych, a w końcu do losów indywidualnych. Pierwszy rozdział poświęcony jest niezwykłemu znaczeniu tzw. kwestii jeńców wojennych na Węgrzech i w Siedmiogrodzie w latach po zakończeniu wojny światowej. W tej części omówione zostaną również informacje uzyskane do tej pory w wyniku badania tej bazy danych liczącej prawie siedemset tysięcy rekordów. W sumie w trzech wykładach zostanie przedstawiona duża ilość danych, wiele surowych i złożonych faktów, wciąż niepublikowanych, dotyczących całego społeczeństwa węgierskiego. W poszczególnych wykładach zaprezentowane zostaną wyniki badań nad losami grup regionalnych czy kategorialnych, bogate w nowe i ciekawe ustalenia: Dogłębne badania na poziomie powiatu lub obszaru metropolitalnego, które oczywiście ujawniają również niezwykłe i zdumiewające losy indywidualne – losy, których kumulacja ostatecznie tworzy historię. Ważne jest również, aby pamiętać, że okres badań dla tej konferencji kończy się na roku 1956 – z różnych powodów, ale przede wszystkim dlatego, że w 1956 roku nastąpiła nowa fala deportacji obywateli węgierskich do Związku Radzieckiego.

– “Ponieważ komuniści sprawili, że zniknęły źródła dokumentalne, ważne są osobiste wspomnienia. Tak więc ten obszar badań jest jeszcze w powijakach. Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi – zważywszy, że jeśli uwzględnić rodziców i krewnych deportowanych, wydarzenia te dotknęły ponad cztery miliony osób.” Są to słowa, które wypowiedział Pan w wywiadzie dla Magyar Nemzet.

– Tak, właśnie ze względu na dużą liczbę osób dotkniętych tym problemem w dzisiejszym społeczeństwie, niezwykle ważne byłoby stworzenie w końcu Instytutu Dokumentacji i Badań nad Gułagiem i GUPVI, lub przynajmniej grupy badawczej w ramach istniejącego instytutu, gdzie oprócz opracowania tej ogromnej ilości danych, badań zebrane zostałyby również pozostałe źródła pisane i audiowizualne oraz dostępne opracowania na ten temat; taki ośrodek pełniłby również funkcję administracji publicznej odpowiedzialnej za wydawanie zaświadczeń o deportacjach do Związku Radzieckiego.

– Nie jest więc łatwo przesiać się przez papiery produkowane przez radziecką biurokrację.

– Pracownicy węgierskich archiwów narodowych wykonali kolosalną pracę, ale większość z nich nadal pozostaje nierozwiązana: Istnieją niezliczone błędy redakcyjne i luki w informacjach. Wyobraźmy sobie sytuację, w której sekretarka pochodzenia uzbeckiego, łotewskiego, kazachskiego lub innego musi zapisać po rosyjsku informacje przekazane jej ustnie w języku węgierskim. Przypadki, w których źle usłyszeli, źle się wyrazili lub źle przetłumaczyli są niezliczone, a większości z nich nie da się wykryć za pomocą algorytmów, lecz wymagają one zaangażowania zasobów ludzkich. Ponadto należałoby porównać te dane z danymi pochodzącymi z węgierskich źródeł – baz danych lub archiwów – i oczywiście dokonać syntezy tego wszystkiego! Ale do tego potrzebny byłby niezależny instytut lub przynajmniej grupa badawcza. Przetworzenie tych danych pozwoliłoby na zapewnienie kilkuset tysiącom rodzin minimum moralnej rekompensaty w postaci informacji o zapomnianych lub zabitych okolicznościach życia i śmierci ich bliskich.

– Czy po ustaleniu wskaźnika śmiertelności i pochodzenia deportowanych możemy nadal określać to historyczne zjawisko mianem “pracy przymusowej” – terminem tym określa się pseudorosyjskie wyrażenie málenkij robot, którego Węgrzy często używają? Czy nie trafniej byłoby mówić o formie zbiorowej kary?

– Wielu zadawało to pytanie; rzeczywiście, wyrażenie málenkij robot (“mała praca”) jest mylące na pierwszy rzut oka. Jest to wyrażenie, które historycy zapożyczyli z języka potocznego. W interesie bardziej poprawnego użycia, my historycy umieszczamy to w cudzysłowie, z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że termin ten wywodzi się z błahego pretekstu, jakim posługiwali się sami żołnierze radzieccy, aby oszukać swoje ofiary – setki tysięcy cywilów – podczas tych uprowadzeń; Poprawna forma rosyjska brzmiałaby oczywiście malenkaya rabota, ale trzeba dodać, że żołnierze radzieccy, którzy nie byli etnicznie Rosjanami (lub przynajmniej Słowianami), prawie nie znali rosyjskiego i dlatego sami musieli błędnie wymawiać to wyrażenie – do tego doszła błędna interpretacja węgierskich więźniów, co doprowadziło do tej apokopijnej formy, która nadal jest tu używana. Innym powodem użycia cudzysłowu jest to, że nasi współcześni cywile, którzy byli niewinnymi ofiarami tej operacji, nie zostali zabrani do małej pracy, ale na wiele lat ciężkiej pracy. A przecież na początku w ówczesnych dokumentach oficjalnych te uprowadzenia określa się jako deportacje.

Z listu podpisanego przez Józsefa Révai, głównego ideologa Węgierskiej Partii Komunistycznej, dowiadujemy się nawet, że wielu członków węgierskiej lewicy – w tym minister spraw wewnętrznych Ferenc Erdei, były sekretarz generalny Narodowej Partii Chłopskiej (ale także potajemnie członek Partii Komunistycznej) – porównało sowieckie porwania do deportacji Żydów przez nazistowskie Niemcy.

– Czy to porównanie jest poprawne?

– Metody deportacji były rzeczywiście porównywalne, jednak celem sowieckich obozów GUPVI nie była eksterminacja więźniów, lecz zmuszenie ich do pracy. Prawdą jest, że w wielu przypadkach ta przymusowa praca doprowadziła do ich śmierci. Z powodu braku higieny w tych obozach, braku żywności, epidemii tyfusu i czerwonki oraz przepracowania, zmarła jedna trzecia więźniów GUPVI. Ale są też takie przypadki, jak te z wiosek Beregdaróc czy Tabajd: Nieludzkie warunki życia w obozach doprowadziły do śmierci 90% deportowanych z tych wsi.

Gdyby więc trzeba było scharakteryzować deportację węgierskiej ludności cywilnej z punktu widzenia jej skutków, to można by ją nazwać tylko tak: Deportacje na roboty przymusowe, które prowadziły do masowej śmierci.

Tamás Pataki

Ten artykuł ukazał się w Magyar Nemzet 24 lutego 2021 r. Został on wydany w niemieckim tłumaczeniu przez VISEGRÁD POST, naszego partnera w EUROPEJSKIEJ KOOPERACJI MEDIALNEJ.

* * *

[dropshadowbox align=”none” effect=”lifted-both” width=”auto” height=”” background_color=”#ffffff” border_width=”1″ border_color=”#dddddd” ]

Do naszych czytelników z Polski

Zapraszamy również na naszą polskojęzyczną stronę na Facebooku:
https://www.facebook.com/nasza.europasrodkowa
Będzie nam miło, jeśli polubisz nasze wpisy i zostaniesz naszym stałym użytkownikiem (naciśnij przycisk “Śledź”/”Follow”).
[/dropshadowbox]


Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert