web analytics

Nasz korespondent na Węgrzech i austriacki emigrant na Węgrzech od 1992 roku, ELMAR FORSTER

CZĘŚĆ 2: WĘGRY POZOSTAJĄ NIEUGIĘTE

WSTĘP

Podobnie jak istnieje okres przed i po epidemii Covid, istnieje jeszcze większy okres przed i po 2015 r., kiedy to bajecznie głupie „Damy radę!” Merkel zdestabilizowało całą Europę do dziś.

To lato było również punktem zwrotnym dla mnie osobiście: do tego czasu akceptowałem, połykałem i znosiłem wszystkie wschodnie rasistowskie uprzedzenia dotyczące Węgier, mojego adoptowanego kraju, które były wylewane przez zachodnich fasadowych demokratów, przez kłamliwą prasę, przez moich byłych lewicowych przyjaciół…

Następnie, późnym latem 2015 roku, niegdyś najbardziej agresywne media, „BILD”, opublikowały nagłówek z kłamliwym zdjęciem z węgierskiego obozu dla uchodźców Bicse, całkowicie wyrwanym z kontekstu:

„Hańba Budapesztu”.

Zdjęcie i artykuł głosiły coś dokładnie przeciwnego: że węgierska policja wyrzuciła matkę i dziecko uchodźców na tory kolejowe i oddzieliła ich od ojca. W rzeczywistości jednak węgierska policja chroniła matkę i dziecko przed agresywnym mężem i ojcem.

Kroplą, która przelała czarę goryczy był fakt, że ówczesny austriacki socjalistyczny kanclerz Faymann (najwyższe kwalifikacje zawodowe: taksówkarz) porównał węgierską politykę wobec uchodźców do Holokaustu w „SPIEGEL”. Wstydziłem się wtedy swojego austriackiego obywatelstwa i napisałem do ambasadora Węgier w Austrii. Poprosił mnie o opublikowanie mojego listu w węgierskiej telewizji:

„Kanclerz Austrii porównała politykę uchodźczą węgierskiego premiera Orbana do nazistowskiego Holokaustu. Jednak każde dziecko wie, że miliony ludzi zostało zagazowanych, zabitych zastrzykami i rozstrzelanych podczas Holokaustu. Kanclerz Austrii najwyraźniej tego nie wie”.

Od tego czasu mój świat się zmienił: Jako bloger, autor i dziennikarz zacząłem stosować w praktyce to, co maksymalizował wygnany węgierski publicysta Jospeh Pulitzer (1848-1911):

„Nie ma przestępstwa, nie ma podstępu, nie ma sztuczki, nie ma oszustwa, nie ma wady, która nie rozwijałaby się w tajemnicy. Wyciągnij te tajne rzeczy na światło dzienne, opisz je, ośmiesz przed wszystkimi, a prędzej czy później opinia publiczna je zmiecie. Sam rozgłos może nie wystarczyć, ale jest jedynym środkiem, bez którego wszystkie inne zawodzą”.

W dniu 3 czerwca 2017 r. opublikowałem dogłębną analizę tego zagadnienia pod poniższym tytułem, którą teraz ponownie publikuję w kilku częściach:

„FAKE NEWS„ i kryzys uchodźczy: jak kłamliwa prasa zmobilizowała się przeciwko Węgrom i poniosła porażkę – odmienne myślenie Europy Wschodniej”.

 

                                                               CZĘŚĆ 2: WĘGRY POZOSTAJĄ NIEUGIĘTE

  1. G O E B B E L S BYŁBY S P R A C O W A N Y:

„Kłamstwo inkubatora” (Brutkastenlüge): Herod i Saddam Husajn na nieuczciwej linii

„Widziałem irackich żołnierzy wchodzących do szpitala z bronią (…), wyjmujących dzieci z inkubatorów, zabierających inkubatory i zostawiających dzieci na zimnej podłodze, gdzie umierały”.

…relacjonowała – zalana łzami – pielęgniarka pomocnicza „Nayirah” (10 października 1990 r.) zszokowanej publiczności Kongresu Amerykańskiego (w rzeczywistości była córką kuwejckiego ambasadora obecnego na sali).

Oczywiście to tak zwane „kłamstwo inkubatora” było tak samo fikcyjne, jak dzieciobójstwo biblijnego złoczyńcy Heroda, które zostało opisane w Ewangelii Mateusza 2000 lat temu. Nie kto inny jak sztandarowa organizacja pozarządowa non-profit „Amnesty International” sama uległa medialnej propagandzie i opublikowała 84-stronicowe memorandum na temat łamania praw człowieka w Kuwejcie (ponad trzy miesiące po fałszywej publikacji z 19 grudnia 1990 r.), tak że w końcu, w styczniu 1991 r., obie izby amerykańskiego parlamentu zabrzmiały trąbką wojenną dla wojny w Iraku.

Wszyscy, począwszy od prezydenta USA, poprzez AI, aż po przytłaczającą większość społeczeństwa i mediów, po raz kolejny mruczeli w faryzejskiej zgodzie: „Nawiasem mówiąc, uważamy, że Irak Saddama Husajna musi zostać zniszczony!”.

V.) SPRAWA PRZECIW WĘGRYOM

Ze swojej olimpijskiej pozycji imperium GM obserwowało „niemoralne” działania węgierskiego premiera Orbana przez długi czas i z pobłażaniem… Ale to, co było najważniejsze, to fakt, że przeciwstawił się on najświętszemu ze wszystkich kodeksów, poprawności politycznej. Mówił bez ogródek o tym, że „społeczności muzułmańskie nie zintegrowały się” w Niemczech i że „my, Węgrzy, nie chcemy równoległych społeczeństw!”. Pakistańczykiem nie kieruje rozpacz. On po prostu chce lepszego życia”.

Niewiarygodne! Nazywanie rzeczy takimi, jakimi są w rzeczywistości! Ale Orban nie jest osamotniony w tej świadomości, a mianowicie, że „nasza polityka wobec uchodźców jest obarczona błędem w myśleniu” (Safranski)

„Niedojrzałość niemieckiej polityki wyraża się w maksymie, że w kwestii uchodźców nie należy wyznaczać żadnych granic. Coś nie jest przemyślane do końca. Ponieważ zgodnie z obecną praktyką dwie trzecie światowej populacji miałoby prawo do azylu w Niemczech, mierzone w oparciu o lokalne standardy demokratyczne i gospodarcze”. (Safranski: „Polityczny kicz”)

„Nigdy nie czyni się zła tak całkowicie i tak dobrze, jak wtedy, gdy czyni się je z czystym sumieniem”. (B. Pascal)

Orban kontynuował: Większość z tych uchodźców bardziej przypominała „żołnierzy niż osoby ubiegające się o azyl” (Asylsuchenden), „wyglądaliby jak wojownicy”. Sposób, w jaki mówił o najwyższej nomenklaturze UE, był skandalem samym w sobie z ich zaabsorbowanej sobą perspektywy:

„Nihiliści (Nihilisten ) są mniejszością w społeczeństwie, ale od dawna okupują europejskie elity”.

I jeszcze to:

„Kraje mają granice (Grenzen). To, co nie ma granic, nie jest krajem”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wojownik-migrant na serbsko-węgierskim przejściu granicznym w Roeszke, zabezpieczony przez węgierską policję

„Na świecie zawsze będzie zło, ale to nie powód, by się wycofywać”. (A. Nin)

Oczywiście niemieccy myśliciele już dawno zgodzili się z węgierskim premierem, na przykład filozof Rüdiger Safranski, kiedy nazwał tę typowo niemiecką, a mianowicie nieznośną Merkelowską „infantylną nieświatowością”, „która następnie wyraża się w moralizmie”, zapominając o tym, co „należy do suwerennego państwa”: Mianowicie, …

… „że kontroluje ono swoje granice. Kiedy głowa państwa, taka jak Angela Merkel, mówi: ´Nie możemy dłużej kontrolować granic”, dołącza do grona upadających państw, takich jak te w Afryce´”. (Safranski: „Polityczny kicz”)

Mimo to chór kontynuował: „Ceterum censemus hungariam esse delendam!”. Szukali jeszcze tylko jednego – Casus Belli…: Niemiecki gigant tabloidowy, BILD, już wtedy opublikował złowieszczy nagłówek:

„Hańba Budapesztu”

I jednocześnie dostarczył przerażające zdjęcia.

Propaganda kampanii medialnej dobroczyńców rozgrzała się do najwyższej formy i wysłała swoich postmodernistycznych satrapów, chętnych dziennikarzy, w celu manipulacyjnego badania i raportowania; w radosnym oczekiwaniu na starcie dobra ze złem, które od dawna malowało się na ścianie; luźno oparte na Machiavellim: „Kiedy diabeł chce zmylić ludzi, używa do tego idealistów”.

 

1) Austriacka liderka GM-Greens Glawischnig jako alpejska Jean-D’Arc przeciwko Orbanowi

14 września 2015 r. Eva Glawischnig (liderka austriackich Zielonych i samozwańcza postać światła w jednej osobie) usiadła naprzeciwko innego złoczyńcy, a mianowicie H.C. Strache (byłego lidera opozycji FPÖ, który przez dziesięciolecia był marginalizowany i zniesławiany przez socjalistyczną władzę); i to nie tylko w pubie, ale w programie Graal alpejskiego badania opinii publicznej GM, post-faktycznej neo-inkwizycji, w państwowej telewizji ORF.

Glawischnig twierdziła twardo, niezachwianie i niezłomnie jak post-faktyczna Jean D’Arc, zagrożona śmiercią w ogniu przez Strache, o niemal niewyobrażalnie nieludzkich wydarzeniach na sąsiednich Węgrzech: a mianowicie, że…

… „węgierscy stróże prawa pobili mężczyznę broniącego własnego dziecka”.

W odpowiedzi na retoryczne kontrpytanie prawdziwie oburzonego Strache’a:

„Czy widziałeś nagranie, na którym mężczyzna rzuca dziecko i swoją żonę na tory kolejowe, a policja chroni dziecko i kobietę?”

– odpowiada Glawischnig, która jest równie podekscytowana, co przesadnie pomalowana, tonem przekonania:

„Tak! Widziałam ten obraz w całości!”.

Dowód na to, że nawet nie słuchała swojego odpowiednika od samego początku! Ale do-gooders po prostu wybrali prawdę dla siebie, bez konieczności sprawdzania jej z rzeczywistością.

Ale ona nie widziała całego wideo! I to pomimo faktu, że dzięki www, prawdomówni poprzednicy byli już na antenie od kilku dni.

Jak można tak bezczelnie kłamać, pani Glawischnig?

 

2) Internetowy magazyn „PesterLloyd” w propagandowym szale retoryki i historycznej fabrykacji

Początkowo wydawało się, że zdjęcia osiągnęły swój niesławny efekt: Międzynarodowa prasa zareagowała druzgocąco: PesterLloyd desperacko próbował wszelkiego rodzaju dziwnych porównań historycznych na poziomie A: Mówiono o „dyktaturze Orbana”, mając nadzieję na międzynarodową akcję karną „błękitnych hełmów ONZ lub sił interwencyjnych”, tak jakby Węgry były krokodylą republiką na skalę ugandyjskiego byłego dyktatora Idi Amina.

Krótkie fragmenty tekstu z 4 września 2015 r. zostały pokrótce przeanalizowane pod kątem niespójności stylistycznych i przekłamań związanych z treścią:

Redaktor mówi o „Orbanie z oczami wyłupiastymi jak kokaina” (czyżby redaktor naczelny oskarżał teraz węgierskiego premiera o to, co podobno zrobił niemiecki polityk Zielonych Beck? Zażywanie narkotyków? przyp. red.), a także o jego „oklepanych, coraz głupszych frazesach”, które „wystrzelił w Brukseli” (idiosynkratyczna retoryka Dzikiego Zachodu – przyp. red.).

Potem więcej retoryki podstępu: „(…) osieroceni ludzie zostali zwabieni do pociągów fałszywymi obietnicami” (brzmi prawie jak baśń Grimmów „Jaś i Małgosia” – przyp. autora), aby „przywieźć ich nie na chłonny Zachód, ale do węgierskich obozów dla uchodźców (teraz hommas »Lager!« – przyp. autora)”.

Ale teraz znów robi się ciekawie dzięki historycznym porównaniom na poziomie austriackiego byłego kanclerza federalnego Faymanna:

„Sporo osób myślało o 1956 lub 1989 r., niektórzy także o 1944 r. Jakże te obrazy są do siebie podobne!”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Węgiersko-serbskie przejście graniczne we wrześniu 2015 r.

„Oni nie są uchodźcami. To wojownicy.” (V. Orban – premier Węgier)

Cierpliwi czytelnicy mogą mi teraz wybaczyć (jako historykowi z doktoratem i dyplomem z germanistyki), że działam sobie na nerwy taką ilością wyciśniętej historycznej tandety:

W 1956 roku wojska Układu Warszawskiego dowodzone przez czerwonych Rosjan użyły brutalnych środków militarnych, aby zdławić węgierską walkę o wolność: ówczesny premier Imre Nagy został stracony w pokazowym procesie pomimo obietnic bezkarności (w sumie około 350 kolejnych osób); około 2500 Węgrów zostało zabitych; około 200 000 opuściło kraj jako uchodźcy udający się na zachód.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Węgierscy uchodźcy po rewolucji 1956 r.

Rok 1989 jest kojarzony z masowym exodusem dziesiątek tysięcy obywateli NRD po otwarciu węgierskiej granicy 11 września 1989 r.; następnie tysiące protestowało pod ambasadami w Pradze i Warszawie, domagając się wyjścia na Zachód, co zostało wkrótce zatwierdzone przez reżim NRD.

Rok 1944 odnosi się do niesławnych deportacji węgierskich Żydów, które według szacunków pochłonęły ponad pół miliona ofiar.

Jedyną rzeczą, która jest zbieżna w tych trzech studiach przypadku, jest wysoka liczba uchodźców lub deportowanych i związane z tym – choć nie identyczne – cierpienie. Ale potem zaczynają się poważne różnice:

W 1956 r. 200 000 Węgrów socjalizowanych na chrześcijańskim Zachodzie uciekło, integrując się i asymilując w swoich krajach przyjmujących w przykładny sposób w krótkim czasie. Co więcej, żadne sylwestrowe ataki węgierskich hord mężczyzn przed katedrą w Kolonii, ataki terrorystyczne na chrześcijańskie jarmarki bożonarodzeniowe, gwałty, dźgnięcia nożem czy przestępstwa związane z narkotykami nie zapisały się w annałach okresu powojennego.

W 1989 r. byli obywatele NRD opuścili swój kraj i udali się do Niemiec Zachodnich; byli identyczni z krajem docelowym pod względem języka, zwyczajów i wartości; poza uprzedzeniami między Ossis i Wessis, nie są znane żadne większe starcia między tymi dwiema grupami.

Straszliwe deportacje śmierci z 1944 r. odnotowują prawie niezrozumiałą liczbę ponad ½ miliona eksterminowanych ludzi…

Więc gdzie są podobne obrazy w tym względzie? Gdzie?

I pomimo całej mojej empatii dla wielu cierpiących uchodźców w 2015 roku, różnice między obozami zagłady a placówkami zaopatrzeniowymi/rejestracyjnymi prowadzonymi przez węgierski rząd są prawdopodobnie tak odległe, jak ja idący do lodówki w moim mieszkaniu i pierwszy krok Neila Armstronga na Księżycu w 1969 roku.

Wracając jednak do przesady, która staje się coraz bardziej niedopuszczalna stylistycznie, uderzające jest to, że doniesienia – prawdopodobnie oparte na schemacie niemieckiej agencji prasowej – są mniej więcej takie same:

Znów mówi się o „ponownym oszustwie ze strony władz węgierskich”; znów przytacza się kłamliwy obraz Bicskego, według którego „matki rzucały się rozpaczliwie na tory z krzyczącymi dziećmi”; „całkiem rozpoznając dramat chwili (Jakiej? Deportacji do obozów zagłady, na przykład? A.d.A.)”.

W jaskrawym kontraście do internetowego raportu PR i nagrań wideo, PesterLloyd mówi: „odmawia się wody pitnej” (gramatycznie nie jest jasne przez kogo: samych uchodźców czy policję wobec uchodźców? Wszystkim uchodźcom?)

 

3) „Prawda jest do zniesienia dla człowieka” (Ingeborg Bachmann)

„Prawda jest niezniszczalną rośliną. Możesz zakopać ją pod kamieniem, a i tak przebije się, gdy nadejdzie właściwy czas”. (Thieß)

Pełne wideo zaczyna się od sceny: Arabska para siedzi na peronie kolejowym przed kontenerem. Za żoną uchodźcy, która gestykuluje w przesadnie dziki i teatralny sposób jak na zachodnie standardy zachowania, stoi dość luksusowo wyglądająca walizka na kółkach, której wygląd nie sugeruje, że została przetransportowana ręcznie przez terytorium wielu krajów.

Ale nie tylko walizka na kółkach stanowi uderzające przełamanie stylu w kontekście trudnej sytuacji uchodźców (przekazywanej przez media); wygląd małej rodziny szukającej schronienia również nie do końca pasuje do tego obrazu: ubranie kobiety przypomina – w przeciwieństwie do panujących warunków – swobodne stroje wakacyjne, które Arabowie mogą nosić w tunezyjskich nadmorskich kurortach (w Arabii Saudyjskiej byłyby one – trzymając się żargonu GM: absolutnie nie do przyjęcia).

Zachowanie obojga nie wydaje się również pasować do arabskiego kodu: Żona całkowicie przejęła reżyserię, siedząc na pierwszym planie; jej mąż (?) z wyrazem twarzy (mieszanka głupoty, znudzenia i intelektualnego braku zainteresowania) nieco zakłopotany i rozczarowany za nią; w pewnym momencie wydaje się, że wyciera sen z oczu, jakby powoli docierała do niego daremność całego przedsięwzięcia postmodernistycznej odysei.

Być może jednak jego dobrze odżywiony i dobrze ubrany wygląd nie oddaje tego, że został wyrzucony na brzeg węgierskiej prowincjonalnej wioski Bicske tylko dzięki łasce Allaha po tygodniowej i zbędnej ucieczce: świeżo ogolony, w nienagannie wypranym i wyprasowanym markowym stroju rekreacyjnym (T-shirt, stojące kapcie i workowate szorty).

Nawet (w rzeczywistości najbardziej żałosne) dziecko w ramionach kobiety nie przekazuje, przy najlepszych intencjach GM, że będzie na długiej ucieczce: Świeżo założone pieluchy, z zabawkami w rękach i beznamiętnym, zrelaksowanym, otwartym wyrazem twarzy, wydaje się raczej czekać na nowe rozrywki w niegodziwym świecie na zewnątrz…

Ale może właśnie dlatego dzieci i pijacy mówią prawdę! W każdym razie nie można już uniknąć rosnącego podejrzenia, że ta histeryczna gestykulacja jego mamy jest źle zainscenizowaną operą mydlaną lub że ci dwaj późno postmodernistyczni ludzie w poszukiwaniu schronienia mogli niedawno wysiąść na „Ferenc Liszt Airport Budapest”, oddalonym o prawie 100 km, a następnie udać się do Biscke taksówką…

Austriacka reklama Almdudler (kultowego alpejskiego napoju bezalkoholowego) pasowałaby do tego całkiem nieźle: Wycieńczony turysta z Sahary, już naznaczony śmiercią z pragnienia, stwierdza po prostu zwięźle: „Jeśli nie mają Almdudlera, wrócimy do domu!”.

Zmęczony wyraz twarzy męża (który wydaje się nieco przedwcześnie nieobecny jak na swoje młode lata małżeństwa) również wydaje się wskazywać, że pomimo, a może nawet z powodu całej dramatyzacji cierpienia jego żony, wszystko wydaje się powoli (mówiąc po wiedeńsku) „przechodzić mu koło nosa”, lub mówiąc po arabsku: „Mihil umn al arusa” – „Jak matka panny młodej” – innymi słowy, coś w rodzaju „Wiele hałasu o nic!”.

Ale być może po prostu pogodził się z faktem, że długa podróż może dobiec końca dość szybko, choć w odwróceniu faktycznego znaczenia arabskiej frazy: „Podróż tysiąca mil zaczyna się od pierwszego kroku”. Albo nawet, że „lew jest tchórzem w obcym kraju!”.

Nagle jednak scena się zmienia: jakby kierowana boską ręką, żona wstaje, a na twarzy męża wypisane jest pewne napięcie; następnie chwyta i popycha żonę za plecy z przytomnością umysłu i rzuca ją i ich potomstwo na stalowe węgierskie tory kolejowe…

Jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, na środku ekranu nagle pojawia się gigantyczny mikrofon: nieomylny znak, że boscy satrapowie medialni przenieśli się teraz na prawy, er lewy, GM obraz zbliżającej się katastrofy…

Jedynymi osobami, które są całkowicie zaskoczone tym, co się dzieje, są węgierscy policjanci na służbie, którzy w przypływie przeciążenia i desperacji próbują chronić kobietę i jej dziecko przed jej mężem, który zmutował w wściekłego paranoika (prawdopodobnie z powodu pojawienia się boskiego medialnego tłumu).

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

dziennikarski tłum produkujący fałszywe obrazy

„Kto mówi: tu jest wolność, kłamie, bo wolności nie ma”. (E. Fried)

Oczywiście trudno uwierzyć, że ta scena mogła rozegrać się tak łatwo i bez uzgodnionej wcześniej dramaturgii (aczkolwiek wykonanej amatorsko): Po pierwsze, histeryczny Arab udaje postawę obronną.

Pstryk! Zdjęcie jest już w pudełku!

Ponieważ odpowiedzialni za sprawę węgierscy urzędnicy państwowi w dalszym ciągu uważają, że brutalny mężczyzna zachowuje się niebezpiecznie, próbują oddzielić go od dwóch członków rodziny.

Pstryk! Zdjęcie jest już w pudełku! Oznacza to: węgierscy policjanci okradają kobietę z jej opiekuna.

W związku z tym sytuacja ulega dalszej eskalacji: mąż uciekinier próbuje zrobić sobie krzywdę, uderzając się w twarz; zapewne po to, żeby zrobić jeszcze większe wrażenie, a mianowicie twarz umazaną krwią, przed medialnym tłumem, który powoli się za nim rozciąga…

No cóż! Przecież mądrość ludowa wciąż trafnie odzwierciedla rzeczywistość, pamiętając o innym arabskim przysłowiu: „Al jahil adu nasfu. / Głupiec jest swoim własnym wrogiem.” i „Dahmbak ala janbak. / Wina jest po twojej stronie.”

W każdym razie: głupio wyszło! Fakt, że cała ta scena została przemycona na www bez ingerencji cenzorów GM.

Kolejne sekwencje (mężczyzna z twarzą wykrzywioną bólem, poddany nieznośnemu cierpieniu wewnętrznemu i zewnętrznemu, oderwany od dwojga kochanych postaci brutalną policyjną przemocą) obiegła świat, ale przynajmniej nie utkwiły w pamięci z takim impetem ponieważ ten przeklęty internet – inkwizycyjny organ cenzury (stary od wieków i na którym wcześniej polegano) po prostu udaremnił…

„Trzeba znać fakty, zanim będziesz mógł je zniekształcić”. (M.Twain)

Starożytni Rzymianie zwykli zadawać to pytanie w tak oczywistych kontekstach: „Cui bono?” – „Na czyją korzyść?” Kto zyskuje na tym, że ktoś ukrywa prawdę i faworyzuje kłamstwa? A gdzie ci ludzie pociągają za sznurki?

 

***

Autor zajmuje się islamem od prawie 30 lat. Ta książka, wydana wreszcie po raz pierwszy w Polsce, pokazuje islam w całej jego nieupiękrzonej rzeczywistości jako egzystencjalne zagrożenie dla wolności i demokracji na świecie. Jeden z czytelników napisał: „Jan Sobiesky – Austriak polskiego pochodzenia, pokazuje nam w swojej nowej książce, jakie niebezpieczeństwo na nas czyha: ´niebezpieczeństwo bycia podbitym przez wyznawców faszystowskiej ideologii o podłożu religijnym, która gardzi ludzką godnością – ISLAM – (a nie ´islamizm´)!´.”Do zamówienia bezpośrednio w wydawnictwie: capitalbook.com.pl/pl/p/Upadek-Europy-Marian-Pilarski/5494

 

 

 

 

 

„KATAKLYPSE NOW: 100 Jahre Untergang des Abendlandes (Spengler) Dekonstruktion der Political Correctness.“

Das Buch ist für “UME”-Leser direkt bei Elmar Forster postalisch (inkl. Widmung) zum Preis von 24,50 EUR (inkl. Porto und persönlicher Widmung) unter <[email protected]> bestellbar.

 

 

 

Unser Ungarn-Korrespondent Elmar Forster, seit 1992 Auslandsösterreicher in Ungarn, verteidigt in seinem Buch „Ungarn Freiheit und Liebe – Plädoyer für eine verleumdete Nation und ihren Kampf um Wahrheit“  seine Wahlheimat gegen die westlichen Verleumdungskampagnen. Der amazon-Bestseller ist für “UME”-Leser zum Preis von 17,80.- (inklusive Postzustellung und persönlicher Widmung) direkt beim Autor bestellbar unter <[email protected]

 

 

 

NASZA MITTELEUROPA jest publikowana bez irytujących i zautomatyzowanych reklam wewnątrz artykułów, które czasami utrudniają czytanie. Jeśli to doceniasz, będziemy wdzięczni za wsparcie naszego projektu. Szczegóły dotyczące darowizn (PayPal lub przelew bankowy) tutaj: Details zu Spenden (PayPal oder Banküberweisung) hier.

 

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert